Log In / Sign In

Czy polska energetyka potrzebuje rynku mocy?

Spółki energetyczne i rząd chcą, aby odbiorcy energii płacili nie tylko za zużyty prąd, ale także sam dostęp do niego. Założenia zmian w prawie zostaną pokazane 4 lipca. Pieniądze maja pomóc utrzymać nierentowne elektrownie i sfinansować budowę nowych. Paradoksalnie ich pogarszający się wynik finansowy to efekt… urynkowienia tego sektora.

W Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach Europy, czy USA, na warunkach rynkowych nie opłaca się budować żadnej nowej elektrowni zawodowej, a więc takiej, której celem jest sprzedaż energii na rynku, a nie zużycie na własne potrzeby właściciela. Bez względu na to, czy chcielibyśmy zainwestować w źródło wykorzystujące węgiel, gaz, atom, wiatr, słońce, wodę czy biomasę. Ceny energii elektrycznej w hurcie są tak niskie, że żadna nowa elektrownia nie jest wstanie pokryć swoich kosztów stałych (rat kredytu, pensji pracowników) i zmiennych (kosztów paliwa, emisji dwutlenku węgla) tylko ze sprzedaży prądu. W dodatku energia dalej tanieje.

Inwestycje zaczynają być opłacalne dopiero wówczas, gdy są realizowane na własne potrzeby, dzięki czemu unika się części podatków i opłat oraz kosztów dystrybucji energii sieciami. Nie każdy jest jednak wstanie wybudować elektrownię przemysłową – na potrzeby własnego biznesu – albo założyć instalację prosumencką – na potrzeby własnego domu. Większość z nas nadal potrzebuje energii z sieci i ma nadzieję, że znajdą się chętni, by ją nam dostarczać. Ci ostatni liczą jednak na wsparcie, którym może być właśnie rynek mocy.

Presja konkurencyjna

Choć trudno w to uwierzyć, problemy elektrowni zawodowych to nie efekt przeregulowania rynku, czy dotowania energetyki odnawialnej, jak zwykło się powtarzać w Polsce, ale wręcz odwrotnie – liberalizacji rynki. Niestety nierównomiernej liberalizacji.

Poziom koncentracji wytwarzania energii elektrycznej w Polsce od wielu lat maleje. Udział w produkcji trzech największych grup energetycznych spadł w 2015 roku do 57%, a indeks HHI do poziomu 1760 punktów, co oznacza, że mamy średni poziom koncentracji rynku, choć jeszcze w 2008 roku był on wysoki (wskaźnik HHI przekraczał 2200 pkt. Dla porównania poziom bardzo wysokiej koncentracji zaczyna się od 5000 pkt.). W samych grupach kapitałowych dodatkowo konkurują między sobą jeszcze poszczególne elektrownie.

Ważne jest także, że 47% wyprodukowanej w Polsce energii zostało sprzedane na giełdzie, a kolejne 5% na tzw. rynku bilansującym, który ma cechy zbliżone do obrotu giełdowego. Oba udziały niestety istotnie spadły od 2014 roku (wówczas było to odpowiednio 54% i 6%), ale nadal to giełda i rynek bilansujący mają największy wpływ na wyznaczanie ceny rynkowej i stanowią odniesienie dla wielu kontraktów dwustronnych. Handel na warszawskiej Towarowej Giełdzie Energii (TGE) jest także stosunkowo płynny. Łączny obrót energią z fizyczną dostawą w 2015 roku wyniósł niemal 118% krajowego zużycia.

Merit order

Konkurencje między elektrowniami wzmacnia jeszcze jeden czynnik – permanentna nadpodaż zdolności produkcyjnych, którą utrzymujemy od blisko 30 lat. Pierwszy raz, gdy popyt przewyższył podaż zdarzył się w sierpniu 2015 roku. Zwykle dostępna moc znacznie przewyższa zapotrzebowanie, bo – w przeciwieństwie do większości towarów – możliwości magazynowania energii w Polsce są niewielkie. Natomiast wzrost zapotrzebowania ponad możliwości jego zaspokojenia, musiałby prowadzić do administracyjnych ograniczeń w poborze energii dla całych grup odbiorców. W Polsce nie mamy bowiem jeszcze możliwości selektywnego ograniczania zużycia, np. tylko wśród tej grupy odbiorców, którzy płacą niższy abonament.

W takiej sytuacji elektrownie konkurują ceną o to, która będzie produkować. Ostateczna cena rynkowa jest ustalana na poziomie kosztu zmiennego najdroższej elektrowni dostarczającej energię na rynek w danym momencie. Dzieje się tak dlatego, że droższym elektrowniom nie opłaca się przy tej cenie już produkować, a te bardziej efektywne nie sprzedają prądu taniej, skoro popyt zaspokoić może dopiero droższa instalacja.

Gdy zapotrzebowanie na energię spada w nocy, energię produkują tylko najbardziej efektywne elektrownie na najtańsze paliwo. Cena spada wówczas do ok. 120 zł za megawatogodzinę. W miarę jak od rana zapotrzebowanie rośnie, uruchamiane są coraz mniej efektywne (zwykle starsze) elektrownie, które włączają się do pracy dopiero gdy cena rośnie – aż do poziomu ok. 170 zł/MWh w ciągu dnia i niemal 200 zł/MWh zimowymi wieczorami.

Jednak gdy sytuacja jest naprawdę napięta, bo wiele elektrowni nie pracuje, a zapotrzebowanie rośnie, do pracy wchodzą najmniej efektywne instalacje – wówczas ceny skaczą nawet powyżej 1000 zł/MWh. Ostatni raz takie ceny mieliśmy zaledwie tydzień temu, gdy z powodu remontów bloków, niewielkiej wietrzności i niskiego stanu rzek ograniczona była podaż mocy, a wysokie temperatury zwiększyły popyt na energię klimatyzacji.

Wykres na którym na osi poziomej zaznaczymy moce kolejnych elektrowni od najtańszych do najdroższych (kosztów zmiennych), a na pionowej osi wysokość tych kosztów, da nam obraz tzw. merit order. Znając aktualne zapotrzebowanie odbiorców na moc można sprawdzić jaka ukształtuje się ceny rynkowa w oparciu właśnie o ten ranking. To nic innego jak krzywa podaży, która wyznacza cenę w miejscu przecięcia z krzywą popytu. W każdym kraju merit order ma inny kształt w zależności od technologii dostępnych na rynku. W Polsce krzywa dość łagodnie podnosi się do góry, bo między kolejnymi elektrowniami w rankingu nie ma ogromnych różnic cenowych. Jednak na przykład w Szwecji, której energetyka opiera się przede wszystkim na elektrowniach atomowych i wodnych, a więc źródłach o niskich kosztach zmiennych, merit order ma kształt kija hokejowego zaokrąglającego się ostro do góry. W sytuacji gdy tanie źródła nie wystarczą do pokrycia zapotrzebowania, cena skacze tam z dnia na dzień bardzo wysoko, bo kolejne w rankingu elektrownie mają już wysokie koszty zmienne.

Ile kosztuje dzisiaj wytworzenie energii z węgla i dlaczego powstające w Polsce elektrownie węglowe najprawdopodobniej nigdy się nie spłacą bez wsparcia? O tym w dokończeniu analizy na portalu WysokieNapiecie.pl

Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl